środa, 7 grudnia 2016

PIERWSZE KOTY ZA PŁOTY...


   Czyli o tym jak to Dorotka zabrała się za robienie pierwszych w życiu tortów. :)

   Jakiś czas temu, w związku ze zbliżającymi się osiemdziesiątymi urodzinami Babci mojego narzeczonego została mi przydzielona pewna rola. :) Miałam zająć się załatwieniem dwóch tortów na tą uroczystość. Nikt nie mówił mi jakie one mają być, nikt nie nakazał mi ich piec. Raczej wszyscy się spodziewali, że tak jak większość ludzi w dzisiejszych czasach po prostu je zamówię. Jednak ja sama szybko podjęłam decyzję o tym, że je po prostu zrobię. I to od podstaw. Biszkopt też zamierzałam sama upiec. Kilka osób na wieść o tym w co zamierzam się "wpakować" drwiło sobie pod nosem. :) Kiedyś takie drwiny spowodowałyby, że czym prędzej porzuciłabym pomysł o samodzielnym bawieniu się w robienie tortów i rzeczywiście pospieszyła gdzieś je zamówić. Jednak tym razem miałam w nosie co kto gada i po prostu wzięłam się do roboty.:)

  Najpierw przygotowałam sobie konspekt. Nic wielkiego, na dwóch kartkach narysowałam torty, rozplanowałam skład warstw i dodatków. Koniec końców to wszystko wyszło trochę inaczej, ale warto było to sobie rozplanować by nie trząść portkami nad rozkrojonym biszkoptem i nie zadawać sobie pytania: "Co dalej ?" :)

   Impreza urodzinowa była planowana na sobotę, czwartek był zatem ostatnim momentem by upiec pierwszy biszkopt. :) Poniżej możecie go podziwiać. Wierzcie mi lub nie, ale gdy się okazało, że się nie zapadł to o mało się nie popłakałam z radości.:D
 

   Przepis na biszkopt dostałam od mojej Babci i zamierzam się tu nim z Wami podzielić:

  BISZKOPT CIOCI KRYSI A WCZEŚNIEJ CIOCI JANKI.

Potrzebna  waga i tortownica o średnicy około 30 cm.

Składniki:
8 jaj
24 dkg maki tortowej
32 dkg cukru
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 cukier waniliowy

Wykonanie:

1. Dół tortownicy smarujemy tłuszczem lub wykładamy papierem do pieczenia.
Boków nie smarujemy (ciasto ma się do nich przykleić, dopiero po ostudzeniu delikatnie odsuwamy je nożykiem od formy).
2. Jaja rozbijamy wkładając żółtka do jednej miseczki, białka do drugiej większej.
3. Odważamy 32 dkg cukru + cukier waniliowy do trzeciego naczynka.
4. Ubijamy białka na sztywną pianę. Pod koniec ubijania dodajemy stopniowo  cukier i żółtka (taki zwykły kogel-mogel)
5.Do tak przygotowanej masy dosypujemy 24 dkg mąki z  proszkiem do pieczenia i delikatnie mieszamy łyżką.
6. Masę wlewamy do tortownicy i wstawiamy do pieca na ok. 30-45 minut.
Pieczemy  w równej nie za wysokiej temperaturze- około 180 stopni.
Wyjąć z tortownicy dopiero po wystudzeniu.
Niestety wychodzi on różnie gdy idzie o formę – czasem lubi się zapaść, ale zawsze jest bardzo smaczny. 

   Co do samego przygotowania masy na biszkopt - było to bardzo wyciszające zajęcie. Potrzeba tu było czasu, cierpliwości i SPOKOJU. :) Ja do spokojnych osób raczej nie należę, ale mus to mus - wspięłam się na wyżyny moich możliwości i zrobiłam wszystko tak jak trzeba.

   Ale tort to przecież nie tylko biszkopt! :)


   Może i powyższe ciasto swym wyglądem dalekie jest od tego co wyczynia Buddy Valastro, :) musicie mi jednak wierzyć, że było PYSZNE!!!  

   Krem przygotowałam z:

   - 2 kartoników śmietany 30%
   - 1,5 opakowania serka mascarpone
   - 3/4 orzechowej masy krówkowej
   - cukru pudru (ilość wedle upodobania)
   - cukru wanilinowego (ilość wedle upodobania :D).

   Do ubijanej śmietany dodałam cukru pudru i cukru wanilinowego. Gdy śmietana była ubita dorzuciłam serek mascarpone i podczas miksowania dodawałam stopniowo masę krówkową. Mieszanie mikserem zakończyłam gdy masa była gładka. 

   W tym cieście znaleźć można było też:

   - sok jagodowy
   - jagódki z soku
   - nutelle (prawie cały słoik)
   - pokruszone płatki kukurydziane

   Ciężko mi tu mówić o ilości wyżej wymienionych składników. Sok jagodowy wraz z jagódkami znajdował się w słoiku o pojemności trzystu mililitrów.W czasie gdy ja robiłam krem, mój narzeczony nasmarowywał nim przekrojony biszkopt. Potem rozsmarował nutellę, obsypał ją płatkami. Następnie przyszedł czas na cienką warstwę kremu i odrobinę jagódek. Na to "zarzucił" drugą połowę biszkoptu, a na wierzch znów nutelka, znów płatki i reszta jagódek. Na koniec wysmarował cały tort kremem i zaniósł to do zimnej piwnicy. Napis i orzechy znalazły się na torcie dzień później. Jeśli chodzi o napis, to pewnie wyglądałby fortunniej gdyby nie fakt, że zabraliśmy się do niego na dwadzieścia minut przed przekazaniem ciasta teściom i podczas jego tworzenia można było słyszeć takie zdania jak: "O kurde! Za nisko zacząłem to drugie słowo", " Spoko, 80 napiszemy na drugim torcie, a tu na końcu zdania zrób wielokropek" czy "Tam przecież zmieścisz 80" <- To ostatnie zdanie wypowiedział mój teść. :P

   Gdy pierwszy tort jechał już na imprezę, my musieliśmy zająć się tym drugim. Biszkopt do drugiego ciasta miał powstać w piątkowy poranek. Niestety opady mokrego śniegu spowodowały przerwę w dostawie prądu i biszkopt powstał dopiero w południe. Od wcześniejszego różnił się tym, że zawierał trochę mniej mąki za to dodałam trzy łyżki kakao. I tak powstał ciemny biszkopt, niestety nie zrobiłam zdjęcia bo czas nas naglił. Pod spodem możecie za to zobaczyć już skończony tort.:) 


   Do przygotowania tego tortu użyliśmy:

   - 2 kartoników śmietany 30%
   - 1,5 opakowania serka mascarpone
   - cukru pudru (ilość wedle upodobania)
   - cukru wanilinowego (ilość wedle upodobania :D).
   - dżemu wiśniowego (słoik 300 ml)
   - połowy tabliczki słodkiej czekolady
   - dwóch tabliczek gorzkiej czekolady

   Najpierw starłam na dużych oczkach 1,5 gorzkiej czekolady i odłożyłam ją do lodówki. Pozostałą połowę gorzkiej czekolady i połowę słodkiej rozpuściłam w kąpieli wodnej. Następnie tak samo jak przy poprzednim torcie ubiłam śmietanę dodając oba cukry. Do tego tortu dodałam ich mniej, ponieważ zależało mi na tym aby drugie ciasto nie było tak słodkie jak to pierwsze. Po połączeniu ubitej śmietany dodałam sok pozyskany z dżemu wiśniowego, a na koniec trochę przestudzoną lecz w dalszym ciągu rozpuszczoną czekoladę. Wymieszałam mikserem do uzyskania gładkiej masy. 

   Tu moja robota przy tym torcie się skończyła, resztę zrobił mój narzeczony. Przekroił i okroił biszkopt. Tym razem niczym go nie zwilżał ponieważ biszkopt z tego przepisu wychodzi... sympatycznie wilgotny.:) Pierwszą warstwę tortowego "farszu" stanowiły wiśnie z dżemu, na to nałożył warstwę kremu i posypał gorzką czekoladą. I hop - drugą połowę biszkoptu na to wszystko. Cały tort został pokryty kremem i obsypany wiórkami czekoladowymi. Zdobienia powstały z reszty kremu, przy pomocy szpicruty. Ach! A kwiatek na wierzchu ciasta ma środeczek z dżemu. :)

    Zachęcam Was do próbowania swych sił w robieniu tortów, jeśli boicie się robić je całkowicie samodzielnie to możecie tak jak ja zaangażować do tego jakąś inną osobę. Męża, chłopaka, siostrę, sąsiadkę, stryjenkę, dziadka, teściów... :) Idą Święta więc możecie popisać się przed rodziną jakimś makowym tortem lub ciastem z piernikowym kremem lub po prostu skorzystać z moich propozycji.

   A TUTAJ LINKI DO NASZYCH WPISÓW POWIĄZANYCH Z DZISIEJSZYM:

   1.Owoce i soczki w moich tortach nie wzięły się znikąd. Nie powstały też w przetwórni Łowicza. Nic z tych rzeczy - zrobiłam je sama i opowiadam o tym tu: https://pomocbabska.blogspot.com/2016/07/przetwory.html

   2. Basia ma większe doświadczenie w robieniu tortów, jeśli nie chcecie inspirować się pracami tortowej nowicjuszki, to zapraszam Was do lektury jej wpisów:

   3. I koniecznie zapoznajcie się z ostatnim wpisem Basi. Co prawda nie traktuje o wypiekach, ale jest na czasie bo to relacja z powstawania stroika adwentowego: https://pomocbabska.blogspot.com/2016/12/stroik-adwentowy.html
   
   MIŁEJ LEKTURY I MIŁEGO DNIA :):):)

Dorota

   
   




   

  

   

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz