sobota, 23 lipca 2016

PRZETWORY :)



   Dziś chciałabym napisać Wam co nieco o zrobionych przeze mnie przetworach. Dosłownie kilka słów o dżemie wiśniowym i "sosie" jagodowym. :)

   Jeśli chodzi o jakiekolwiek przetwory to jestem nowicjuszką, a nie doświadczoną kurą domową. Do zeszłego roku towarzyszyło mi dziwne przeświadczenie, że nigdy nie uda mi się zrobić żadnego dżemu. Jednak fakt, iż na moim podwórku rośnie wiśnia, która co roku hojnie obdarowuje nas swoimi owocami, kazał mi się pożegnać z tym moim absurdalnym przeświadczeniem i podjąć konkretne działania. Tym bardziej, że znam siebie i wiem, że gdybym zostawiła je na pastwę szpaków lub pozwoliła im zgnić na gałązkach, to gryzły by mnie wyrzuty sumienia do następnego owocowego sezonu.

   Zarówno rok temu jak i w tym roku, przy robieniu mojego dżemu, posiłkowałam się przepisem, który znajdziecie tu:  http://panikucharka.pl/przetwory/dzem-wisniowy-domowy/ . Na tej stronie, podane są trzy sposoby na zrobienie dżemu z wiśni. Ja wybrałam sposób opierający się na wysmażaniu dżemu, bez Żelfixów, Dżemixów czy innych "xów". Pektyny również nie dodawałam. Sposób ten ma jedną wadę - wychodzi go tyle co kot napłakał. :P Jestem jednak w stanie przejść nad tym do porządku dziennego gdyż liczy się jakość, a nie ilość (o czym we współczesnym świecie chyba zbyt często się zapomina :( ).

 

   Zerwane wiśnie, drylowałam ręcznie. Jeśli ktoś jest zdania, że to zabawa dla ludzi o skłonnościach masochistycznych, a sam takich skłonności nie posiada, to proponuję wyposażyć się w drylownicę :). Ważne jest aby wiśnie przed pozbawianiem pestek nie tylko umyć, ale również chwilę wymoczyć. No chyba, że nie przeszkadza Wam fakt, że Wasz dżem, prócz owoców i cukru będzie zawierał również proteiny... Wiecie o czym piszę, prawda?  :)

   Po wyżej wymienionych czynnościach, zasypujemy wiśnie cukrem i czekamy (30 minut) aż puszczą sok. Tak jak zalecono to w linku, który podałam kilka wierszy wcześniej. Dalej również postępowałam tak jak zalecono w tymże linku. Różnica polegała na tym, że dodałam o wiele mniej cukru i odpuściłam sobie kwasek cytrynowy.


   
   Przygotowanie "sosu" jagodowego jest o wiele mniej czasochłonne od robienia dżemu wiśniowego. W tym miejscu nie podam Wam żadnego linka, do wpisu na którym się opierałam, bo wcale niczego takiego nie szukałam. Po prostu, podczas przebierania jagód, odsłuchałam (bo ciężko tu mówić o oglądaniu), wszystkie materiały jakie znalazłam na ten temat,  na YouTube, by ostatecznie zrobić to po swojemu.:).

   Oczyszczone jagody, podobnie jak wiśnie, wymoczyłam w wodzie. Odcedzone owoce zasypałam cukrem i tak jak w przypadku dżemu wiśniowego, odczekałam pół godziny, aż puszczą sok. 


   Po tym czasie, wstawiłam owoce na mały płomień, by dokonać obróbki termicznej (uwielbiam to określenie ! ). Tym razem chciałam uzyskać sos, a nie dżem więc nie warto gotować ich dłużej niż pół godziny. Gdy konsystencja mojego dzieła była zadowalająca, przyszedł czas na umieszczenie go w słoikach. Gorące jagody wystarczy wlać do umytych i wyparzonych słoików,  a następnie zakręcić i obrócić do góry dnem. Pozostawiłam je w ten sposób aż do całkowitego wystygnięcia.


   Oczywiście nie zamierzam poprzestać na trzech słoiczkach, w kuchni czekają już na mnie kolejne jagody do zaprawienia. :) Wam życzę miłego dnia, ale również chęci do tego byście w swoich kuchniach przygotowali jakieś przetwory na zimę. może nawet uda Wam się wymyślić na nie jakiś unikatowy przepis... Kto wie... :)

Dorota



   

   







Brak komentarzy :

Prześlij komentarz