środa, 23 grudnia 2015

ŻYCZENIA !!

Dla wszystkich, którzy tu zaglądają 

Z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzymy Wam wszystkiego co najlepsze. Nowych pomysłów bez liku, cierpliwości do ich wprowadzania w życie, czasu i chęci i dobrego humoru. A w nadchodzącym Nowym 2016 Roku spełnienia marzeń i wytrwałości w realizowaniu noworocznych postanowień oraz szampańskiej sylwestrowej imprezy !!!

Zdrowych, spokojnych i rodzinnych Świąt!


Samopomoc Babska
Basia i Dorota

PACHNĄCE BOMBKI - DIY


Dzisiejsza propozycja to ciekawa alternatywa dla lubiących niebanalne, naturalne, własnoręcznie wykonane ozdoby choinkowe.
Bombki te nie dość, że oryginalnie wyglądają to dodatkowo cudownie pachną, a do ich wyrobu można użyć niemalże wszystkiego!

Do ich wykonania potrzebne będą:


- styropianowe kulki o różnych wielkościach
- klej na gorąco
- metalowe zawieszki do bombek
- materiały do pokrycia (ja użyłam: anyżu gwiazdkowego, lasek cynamonu, jałowca, pieprzu czerwonego, ziaren kawy oraz goździki)
- ewentualnie noża




Oprócz wymienionych przeze mnie wyżej materiałów można użyć wszelkiego rodzaju ziaren - nie zawsze ładnie pachną ale świetnie wyglądają, kardamonu, jarzębiny, kawałków szyszek... Możliwości nie ma końca :)

Zasada robienia bombek jest prosta. Najpierw w bombkę wbijam metalową zawieszkę, potem wokół niej zaczynem przyklejać ziarenka. Przy przyklejaniu anyżu musiałam tak układać gwiazdki aby przestrzenie między nimi były jak najmniejsze, gdy tworzyła się szpara łamałam gwiazdkę anyżu i uzupełniałam braki. Przy przyklejaniu lasek cynamonu musiałam dopasowywać je przed przyklejeniem również aby zapełnić przestrzeń jak najdokładniej. W tym celu używałam ostrego noża. Na zbliżeniach widać gdzieniegdzie biały kolor styropianowej bombki pomyślałam więc, że dobrze by było przed przyklejaniem pomalować kulki farbką plakatową aby zamaskować białe "plamy"(farba w sprayu rozpuściła by styropian). 


Na koniec dodałam zawieszki oraz czerwone kokardki dla dodatkowej ozdoby. Voilà :)






Miłej zabawy!
Basia

wtorek, 22 grudnia 2015

DOMEK Z PIERNIKA

Uwielbiam tradycyjne polskie Święta Bożego Narodzenia!
Uwielbiam wszystko co kryje się pod tym "magicznym" słowem - TRADYCJA.
Jednak w tym wpisie troszkę o czymś innym. Co roku oprócz tradycyjnych potraw czy wypieków staram się dodać do Świąt coś nowego - staram się poeksperymentować. W tym roku postawiłam sobie ambitny cel - DOMEK Z PIERNIKA. I już łapałam w sklepie za karton z gotowym domkiem przystosowanym jedynie do złożenia i ozdobienia.
W tej samej chwili naszła mnie jednak myśl - zrobię to sama!

Z góry uprzedzam - tego wpisu nie mogę zaliczyć do przepisu "jak zrobić domek z piernika" gdyż jest to moje pierwsze podejście w życiu i powiedziałabym, iż wpis ten jest raczej relacją z moich (nie)powodzeń.

Zacznijmy od początku.
Pierwszego dnia zmagań z tym tematem zrobiłam ciasto na pierniczki. 
Nie mam w planie dzielić się tu swoim przepisem, który przepisałam z notatnika mojej mamy - a która z kolei dostała go od swojej koleżanki. Nie chcę się nim dzielić dlatego, że uważam go za niedoskonały (a skoro niedoskonały to zanim się nim podzielę ze światem to trzeba nam nim popracować).
Można zatem użyć dowolnego przepisu na pierniczki domowej roboty.
Następnie w internecie znalazłam najprostszy z możliwych szablonów na domek.
(szablon dostępny pod adresem: http://www.grasmakow.pl/pdf_list/file/3).
Potem szło dość ekspresowo: przerysowałam szablony na kartkę, rozwałkowałam ciasto, przykleiłam do rozwałkowanego ciasta szablony, powycinałam nożem konstrukcje, następnie je upiekłam.

Po pierwszym dniu pracy byłam bardzo zadowolona z efektu gdyż, pierniczki wyszły miękkie, puszyste i całkiem smaczne.
Drugiego dnia nie było już tak łatwo gdyż zaczęłam sklejać ów domek.
Do sklejania użyłam lukru królewskiego (ubite białko jaja i cukier puder) oraz niezliczone ilości wykałaczek. 
Szło ciężko bo dzień wcześniej nie wystrzegłam się kilku błędów a mianowicie: nie rozwałkowywałam ciasta zawsze na tą samą grubość, lekkie zaburzenia kształtu przy wykrawaniu ciasta a potem przy pieczeniu uznałam za bagatelne natomiast przez to domek nie chciał się ładnie skleić (stąd też duża ilość wykałaczek do podtrzymywania ścian), ponadto jego dzień wcześniej zachwalana miękkość dziś również utrudniła proces montażu. A i tego dnia popełniłam błąd robiąc zbyt rzadki lukier - za wolno zastygał...

Marudziłam i marudziłam sobie pod nosem mówiąc, że domek ten będzie najprawdopodobniej najbrzydszym jaki pojawi się w internecie ale cały czas nie poddając się starałam się go skleić dodając coraz więcej lukru a potem nawet nieco ozdobić!!

Dzieło sztuki to nie jest ale koniec końców jestem zadowolona z mojego pierwszego, samodzielnie wykonanego, piernikowego domku!

Nachodzi mnie jedynie myśl, że w przyszłym roku albo sięgnę jednak po ten karton z "gotowcem" albo wymyślę coś innego do przetestowania i dodania do listy tradycyjnych potraw w moim domu :)

A oto jak powstawał domek:


w misce po lewej - śnieżnobiały lukier królewski
wszystkie elementy konstrukcji
podstawa
ściany boczne
front i tył domku
dach
składanie

efekt końcowy



A tu masa pozostałych wyprodukowanych przeze mnie pierniczków oraz ciasteczek maślanych. W tym roku postanowiłam nie zdobić ich ani nie lukrować. Są naprawdę pyszne bez niczego.
Mogę natomiast pochwalić się zeszłoroczną weną twórczą:





 Jak zawsze smacznego!! 
Basia

środa, 9 grudnia 2015

SŁÓW KILKA O ŻYCIU KURY DOMOWEJ ...



Jedną z  rzeczy która powoduje,że moje życie sporo się różni od życia Basi jest fakt, iż moja kuzynka pracuje a  ja spędzam w domu prawie cały dzień... Tak, jestem kurą domową. Jeszcze nie perfekcyjną panią domu, ale kurą domową już tak.


Dziesięć lat temu nie przeszło by mi to przez myśl.

Pięć lat temu też chyba jeszcze nie.

A dziś. Cóż...


Złapałam się kilka razy  na tym, że gdy dom jest ogarnięty i mogłabym już usiąść i na przykład coś napisać - mój mózg mimo wszystko kieruje moje kroki w stronę pralki - bym zrobiła kolejne pranie, lub w kierunku zlewu kuchennego - przecież trzecie tego dnia czyszczenie mleczkiem na pewno mu się przyda. :P


Gdy budzę się rano i mam problem ze wstaniem z łóżka, to wtedy przypominam sobie jak fajnie jest po odprawieniu Zosi do zerówki zaparzyć sobie kawę, puścić muzę i zabrać się za sprzątanie domu. Po kawie parzę sobie jeszcze dzban herbaty ze świeżo startym imbirem i cytryną i dalej sprzątam.

W między czasie oczywiście buduje z klocków lub układam puzzle. Czasem muszę namalować kotka. I dwa kwiatki. I serduszko. I potem jeszcze raz kotka. :)

Nie będę tu się za dużo rozwodzić nad tym, że czasem muszę Olę ściągnąć z szafki na telewizor lub staje przed zadaniem udaremnienia jej wdrapania się na okno...


Wiem. Ja wiem jak to wszystko brzmi. Wiem też, że zwykle lubimy sobie kpić z żywota kury domowej.

Ale tak na prawdę to ja lubię swoje życie. Widzę, że to od środka zupełnie inaczej wygląda. Wbrew pozorom ono jest pełne wyzwań i wymaga mega organizacji.

Chyba właśnie to, że nagle okazało się, iż potrafię być zorganizowana powoduje, że chce mi się powtarzać co dzień te wszystkie czynności. A z kolei postawienie sobie wyzwania zmieszczenia się w wyznaczonym czasie powoduje spory przypływ energii.


Skłamałabym gdybym powiedziała, że nigdy nie mam dość i że wcale nie chciałabym pójść do pracy i odsapnąć trochę od domu. Oj... czasem bardzo bym chciała. Ale gdy pomyślę sobie ile fajnych momentów by mnie wtedy minęło - cieszę się, że jednak większość czasu spędzam w domu.


Zajmowanie się domem, prócz dużego kontaktu z dziećmi, ma też inne niewątpliwe plusy - w  łazience nie piętrzą się stosy prania a w kuchni nigdy nie brakuje czystych talerzy, garnków, kubków i sztućców. :D


Kończę już to dzisiejsze pisanie bo się przydługawo zrobiło.



Dobranoc. :)


Dorota










wtorek, 24 listopada 2015

A NA DŁUGIE, JESIENNE WIECZORY... SŁOIKOWE ŚWIECZNIKI :)

Witajcie! :)

Dziś  post o robieniu świecznika z:


- słoika, oczywiście bez śladu naklejek - czyściutki i suchutki musi być (fuj, dwa zdrobnienia w jednym wierszu to już za dużo :D)

- sznurka jutowego
- kleju - dobry do tego będzie np. wikol(nie próbowałam kleju na gorąco, wydaje mi się, że aby go używać trzeba mieć sporą cierpliwość - moja jest skromna :D)
- arkuszu filcu w wybranym kolorze (ja wybrałam fiolet)
- całość zwieńczyłam laską cynamonu a właściwie dwoma, po jednej na stronę słoika - Wy możecie  oczywiście przykleić co Wam tylko przyjdzie do głowy. :)

Przy wykonywaniu świecznika przydadzą się Wam też:

- nożyczki
- pędzelek średniej wielkości
- długopis, ołówek lub pisak



Pędzelkiem namoczonym w kleju smarujemy wybraną powierzchnie słoika. Odwijamy ze szpuli ok. metra sznurka jutowego. Nie odcinamy, przyklejamy jego koniec (lub początek- to już zależy od Was, jak na to patrzycie :D ).
Koniuszek sznurka, przed rozpoczęciem nawijania, również lekko nasmarowałam klejem - łatwiej mi wtedy było go przyklejać.

Teraz nawijamy sznurek, przytrzymujemy kciukiem jego świeżo nawijane warstwy, pilnując jednocześnie by nic nam się nie przesuwało (mi się trochę poprzesuwało).

O tak:


Jeśli powierzchnia naklejania jest duża, możemy co jakiś czas dokładać odrobinkę kleju. Robimy to by mieć pewność,że wybrany przez nas fragment nie wysechł, uniemożliwiając w ten sposób przyklejenie się sznurka.

Sznurek już przyklejony? - Dobrze, pora by na nim umieścić wycięte z filcu kształty.
Jeśli przyjrzeliście się pierwszemu zdjęciu, to zapewne zauważyliście, że wycięłam z filcu serducha (planuje wykonanie podobnych świeczników, z filcem w kształcie choinek). :) 

Ach- dodam jeszcze, że serducha "wyprodukowałam" na samym początku. Po prostu narysowałam jedno serce na materiale (najlepiej do rysowania po filcu nadaje się bardzo miękki ołówek) i wycięłam - a kolejne odrysowywałam od pierwszego. Wam również radzę zrobić to na samym początku. :)

Nasze kształty smarujemy z jednej strony klejem (doradzam abyście wysmarowali tą stronę zabrudzoną przy rysowaniu) i przyklejamy do słoika w miejscu gdzie wcześniej nawinęliśmy sznurek. 

Możecie na Wasze słoiki przykleić co Wam się żywnie podoba, jak już wcześniej wspomniałam, ja użyłam lasek cynamonu.

Końcowy efekt:


Na koniec słoik wypełniłam, w prawie trzech czwartych ryżem.
A wszystko to po to by nie musieć się "gimnastykować" przy władaniu i wyciąganiu świeczki. :)

Nie pozostaje mi już nic innego, jak tylko życzyć Wam udanej pracy nad Waszymi świecznikami.

Dorota 









środa, 11 listopada 2015

MOJE WYPIEKI

Od czasu do czasu przeczesuje foldery ze zdjęciami w poszukiwaniu tego jednego, którego szukam...
Bywa ciężko. Mimo, iż mam porządek w folderach jest ich już tyle, że ciężko przypomnieć sobie co gdzie się znajduje. Pierwszy folder nosi nazwę "2005", czyli mam już ich dziesięć, a w każdym takim z nazwą roku znajduje się przynajmniej 7-10 (a nawet i więcej) kolejnych folderów z poszczególnymi wydarzeniami.
I szczerze mówiąc lubię tak czasem pooglądać te stare fotki, zobaczyć jak ząb czasu nadgryzł nasz wygląd, wygląd naszego otoczenia, mody itp.
A propos zęba... tym razem postanowiłam przeszperać foldery w poszukiwaniu zdjęć moich wypieków i choć moda na fotografowanie jedzenia przyszła do nas niedawno, znalazłam kilka ciekawych zdjęć, którymi chciałabym się z Wami podzielić. Może chcielibyście przepisy? :)

To chyba mój pierwszy tort w życiu z 2009 roku. Tort biszkoptowy z czekoladową masą maślaną pokryty lukrem plastycznym w kształcie Xboxa 360 dla mojego (wtedy) chłopaka :)


Dzieło sztuki to to nie było ale dopiero zaczynałam ;)
  

Rok później również tort dla chłopaka w kształcie ringu do wrestlingu z pasem WWE Championship :)Również biszkopt z czekoladowym kremem maślanym pokryty lukrem plastycznym. Narożniki to race-fontanny a liny to zwykła wstążka ;)
  

 Chyba 2011 rok i mega słodki tort z przepisu znalezionego w internecie. Mega słodki... :)


To już 2014 rok (zdjęcia z lat 2012-2013 zostały na innym dysku). Tort kokosowy. Biały biszkopt z masą kokosową. Płatki kokosa wykonałam sama z orzecha kokosowego!


Ten tort kokosowy jest z przed paru dni. Od zeszłorocznego różni się biszkoptem- tym razem był ciemny z gorzką czekoladą, kremem, oraz płatki kokosowe tym razem były kupne ;)


Ten tort natomiast robiłam na wieczór panieński koleżanki.
Biały biszkopt z kremem z serka mascarpone z bitą śmietaną, cukrem pudrem i malinami, wierzch polany lukrem zabarwionym na różowo sokiem malinowym i rozpuszczoną czekoladą.
No chyba nic nie trzeba dodawać... :P  


Rożki z ciasta francuskiego z nadzieniem z pokrojonych w malutką kosteczkę jabłek z cukrem i cynamonem.


Ciasto "generał". Przepis od sąsiadki. 3 lub 4 płaty kruchego ciasta przekładane kremem z bitej śmietany z cukrem i wiórkami kokosowymi. Z wierzchu czekolada. Nadaje się do jedzenia po 3-4 dniach od przygotowania gdyż musi się utwardzić!


Kokosanki :)


Galaretkowiec z owocami na kruchym. Na zdjęciu jeszcze przed zalaniem galaretką :) 


Piękny jabłecznik na kruchym cieście. Jabłka układane w różyczki posypane cynamonem i cukrem.


Jeden z moich ulubionych wypieków Świątecznych.
Ciasteczka maślane. Na pewno przed Świętami pojawią się na blogu :)


Ciasteczka owsiane z migdałami, słonecznikiem, wiórami kokosowymi i z miodem posypane startą milką mleczną :D

MNIAM...  
 Basia















TROCHĘ O NAS



                                    Cześć - Jestem Dorota! :)

Przede wszystkim jestem mamą dwóch fantastycznych dziewczynek i zajmuję się domem.
Lubię gotować - szczególną satysfakcję odczuwam gdy sama wymyślę jakąś potrawę. Lubię też piec, ale w tej materii nie czuje się na tyle mocna by eksperymentować.:)
Mam dwie lewe ręce lecz mimo to odczuwam silna potrzebę tworzenia. Uwielbiam popołudnia spędzać z moimi dziećmi na rysowaniu, malowaniu, lepieniu, wyklejaniu...
Moją wadą jest składowanie różnych materiałów (tkaniny, skorupki jajek, drewienka, pudełka, papierki itd). Decyzji o nie wyrzuceniu czegoś towarzyszy zawsze myśl: " Na pewno coś z tego zrobię". :D
W wolnym czasie czytam książki, śledzę poczynania ulubionych blogerów i vlogerów oraz "wydurniam" się przed lustrem tworząc stylizacje.
Energię do życia czerpię z kontaktów z ludźmi. Uwielbiam rozmowy- czepię z nich inspiracje!
Liczę na to, że ten blog będzie kolejną inspirującą i napędzającą rzeczą.
                                                                                                                                               Dorota



Zawsze uważałam się za artystyczną duszę. Lekko oderwana od rzeczywistości, niepoprawna marzycielka.
Być może trochę nie z tej epoki gdyż często wracam do korzeni prowadząc moje małe "miastowe gospodarstwo domowe" - do sprawdzonych rozwiązań naszych mam i babć...
Do niedawna byłam jednym z tych nieszczęśników, którzy nie posiadają hobby i swój wolny czas marnują głównie przed telewizorem lub komputerem zagłębiając się w odmęty internetu.
Odkąd mogę nazywać siebie "kurą domową" (choć niezupełnie gdyż jednocześnie pracuje w korporacji) zaczynam odkrywać swoje zainteresowania i uśpione talenty.
Wszelkiego rodzaju robótki ręczne, szycie, robienie dekoracji, robienie kartek okolicznościowych, tworzenie biżuterii a także gotowanie (a zwłaszcza pieczenie ciast, które uwielbiam od zawsze), to między innymi zajęcia, którym obecnie zajmuję się w wolnym czasie, to zajęcia, które z dumą mogę nazwać swoim HOBBY :)
Teraz dochodzi do tego ten blog, w którym chciałabym dzielić się z czytelnikami swoimi pomysłami oraz czerpać od nich inspiracje.

Basia

NAJLEPSZA SZARLOTKA WSZECHCZASÓW !!!

Nie będę ukrywać - przepis ten znalazłam w internecie (link do oryginalnego przepisu wrzucam na dole posta), ale jest tak cudowny, że postanowiłam "podać dalej". Wykonywałam tę szarlotkę już parokrotnie i zawsze się udawała, choć chyba jeszcze nigdy nie wyszła taka sama jak poprzednia - co według mnie jest zaletą.
Spód ciasta wychodzi mięciutki, jabłka są idealnie cynamonowe a wierzch wspaniale chrupiący. 

Gdy czerpię inspiracje z jakiegoś przepisu czy to z internetu czy z książki kucharskiej zawsze staram się dopasować go do swoich gustów i kubeczków smakowych. W tym przepisie natomiast nie zmieniam nic, gdyż naprawdę jest najlepszy na świecie :)
A w dodatku jest baaardzo prosty.

Składniki:

Ciasto:
2 szklanki mąki pszennej (jak zwykle można eksperymentować z mąką pełnoziarnistą)
szklanki cukru
2 łyżeczki proszku do pieczenia
2 jajka
4 łyżki mleka
160 g miękkiego masła 
2 łyżki cukru z prawdziwą wanilią lub 1 łyżeczka ekstraktu waniliowego (niestety nie mam więc używam cukru waniliowego)

Nadzienie:
2 kg kwaśnych jabłek (antonówka, szara reneta)
⅓ szklanki cukru
⅓ łyżeczki mielonego cynamonu
40 g masła
2 łyżki mąki ziemniaczanej

Sposób przygotowania:

Nadzienie: 
Jabłka umyć, obrać, wyciąć gniazda nasienne, pokroić na kawałeczki. Pokrojone jabłka wrzucić do dużego garnka, dolać ¼ szklanki wody i resztę składników (oprócz mąki ziemniaczanej. Poddusić od czasu do czasu mieszając (jabłka powinny być miękkie, osobiście robię z nich mus lecz zostawiam niektóre kawałeczki jabłek większe). Na koniec dodać mąkę ziemniaczaną, wymieszać, poddusić jeszcze ok 1 minuty i zestawić z gazu do przestudzenia. Jeśli jabłka są zbyt kwaśne można je jeszcze dosłodzić do smaku.  

Ciasto:   
Mąkę wymieszać z proszkiem do pieczenia, przesiać na stolnicę lub do miski. Dodać cukier i pozostałe składniki, wyrobić mikserem (końcówką z hakiem) lub ręcznie około 5 minut. Ciasto będzie miękkie i lepiące więc wygodniej robić to za pomocą miksera. Wyrobione ciasto podzielić na pół. Jedną połowę zawinąć w folię spożywczą i  odłożyć na około 10-15 minut do zamrażalnika, drugą wylepić kwadratową lub prostokątną niezbyt dużą formę. Ciasto jest miękkie i lepiące, ale takie ma być, dzięki temu po upieczeniu jest mięciutkie (nie dosypywać mąki). Ciasto wyłożone na blachę odrobinę ponakłuwać, podpiec ok. 10 minut w temperaturze 180°C.


Całość: 
Na podpieczony spód nałożyć nadzienie jabłkowe. Pozostałe schłodzone ciasto rozwałkować przez folię na wielkość blachy lub ręcznie po kawałeczku rozłożyć na wierzchu. (Raz nawet zbyt mocno zmroziłam ciasto i udało mi się zetrzeć je na tarce, na dużych oczkach).
Piec około 30-35 minut w temp. 180°C. Gdy wierzch się zrumieni wyłączyć piekarnik, uchylić drzwiczki i pozostawić do przestudzenia.
W oryginalnym przepisie na wierzchu ciasto oblane jest lukrem z cukru pudru oraz wody i szczerze mówiąc wychodzi obłędnie (idealne rozwiązanie gdy mamy naprawdę kwaśne jabłka), jednakże ja podawałam to ciasto zarówno z lukrem jak i posypane cukrem cynamonowym (przed wsadzeniem do piekarnika) lub zupełnie bez niczego "na górze".  

W sezonie jesiennym polecam zaopatrzyć się "na raz" w większą ilość jabłek i narobić takich musów jabłkowych według powyższego przepisu (nie dodając masła oraz mąki). Ja otrzymałam siatę jabłek z sadu Doroty i udało mi się zrobić cztery litrowe słoje musu (zamykane na ciepło). Gdy mam ochotę na szarlotkę sięgam po jeden słoik przerzucam do garnka, podgrzewam, dodaję masło oraz mąkę ziemniaczaną i nadzienie do ciasta gotowe. Z takim trikiem czas przygotowania tego ciasta spada z 30 do 15-20 minut!
Czego chcieć więcej? :)

SMACZNEGO!

Basia 

Przepis zaczerpnięty ze strony: http://www.slodkiefantazje.pl/przepisy/3293/babcina-szarlotka---najlepsza 
°C