piątek, 17 lutego 2017

FOTORELACJA Z ODNAJDYWANIA SPOKOJU... :)



 


   Gdyby mi ktoś kiedyś powiedział, że malowanie farbami akrylowymi słoiczków, puszek po groszkach, puszek po kawach Inkach itd. stanie się dla mnie najbardziej relaksującym i wyciszającym zajęciem na świecie, to bym tej osobie powiedziała, że natychmiast ma przestać brać narkotyki. :) Gdyby  ta osoba jeszcze miała czelność wmawiać mi, iż często będę zadowolona z efektu, zaczęłabym się zastanawiać czy nie poinformować jej najbliższych o moich podejrzeniach. :D Nikt mi jednak nigdy niczego takiego nie powiedział. Po prostu kiedyś usiadłam i zaczęłam malować.

   No... to nie do końca było tak. Wcześniej próbowałam już działać używając farbek akrylowych jednak efekty nigdy mnie nie satysfakcjonowały nawet w połowie. Zmieniło się to gdy do pokrywania powierzchni na jednolity kolor zaczęłam używać... gąbki, a dalsze malunki były bardziej przemyślane, nie napaćkane szybko na tworzywie. Przemyślane oznacza w tym przypadku to, że gdy przyszedł mi do głowy pomysł na jakiś wzór, to najpierw ćwiczyłam go ołówkiem na kartce, później delikatnie nanosiłam na np. słoik a dopiero na końcu pokrywałam farbami. 

   Zapraszam Was do obejrzenia efektów mojej nowej (myślę, że śmiało mogę to powiedzieć ;D) pasji:
 
   
   Pomalowanych pojemników mam więcej, te są po prostu moimi ulubionymi i chciałam się Wam nimi pochwalić .W sumie to w tej grupie ulubionych mogłabym umieścić o kilka więcej, ale wydałam. :) Część widocznych tutaj również powędruje do moich bliskich. Poniżej wstawię zdjęcia każdego z osobna i trochę o nich napiszę. (każdego pojemniczka, a nie bliskiego oczywiście :) ).


   Ten słoiczek był pierwszym, z którego byłam zadowolona. Może to zabrzmi nieskromnie ale ilekroć na niego patrzę to myślę: " Kurczę, ale te ptaszki urocze, ależ one pięknie mi wyszły". :D Ten słoik ma "brata prawie bliźniaka", czyli słoik tej samej wielkości, również w ptaszki, ale w odwrotnej kolorystyce.
  

   Kogucik. Na słoiku po Nutelli. Lubię go trochę mniej niż ptaszki powyżej, ale nadal bardzo bardzo. :)


   Serduszka. Małe i duże. <3. Białe środeczki zrobiłam z pasty strukturalnej. Niestety nie wiem z czego dokładnie jest ta pasta ponieważ jest "kupna". W dotyku przypominała mi peeling Garniera, ale to nie to :D. Na żywo pasta ta daje efekt lekkiej trójwymiarowości serduszek.


   Pucha w serducha! :D Szkoda tylko, że się od niej tak światło odbija na zdjęciu. :( Ale coś niecoś tu widać, prawda? :)
   

   Wąsy. Kurczę, jak ja je długo ćwiczyłam na kartce. Ćwiczyłam i ćwiczyłam, a tu i tak jest jeden, który zupełnie wąsa nie przypomina. Jest, jest... ale z innej strony tego słoiczka.:D
   


   Puszka po kawie Ince. Ujęcie z dwóch stron. Wadą tych puszek jest to, że po oczyszczeniu z etykietki zostają różne bruzdy. To znaczy... usuwając etykietkę, bardzo łatwo zniszczyć powierzchnię. A może ktoś z Was zna sposób na bezinwazyjne (i najlepiej szybkie) usuwanie etykiet z tego typu opakowań? Będę wdzięczna za podpowiedź ponieważ puszek po tej kawie mam całą masę, ale zdrapywanie z nich papierka jest mozolne i nudne. :(


   I ostatni ulubieniec. Troszkę inny, troszkę bardziej pokombinowany. :) Wyposażony w sznurek jutowy i dwa serduszka, które tym razem nie są pomalowane. Te mikro kropeczki wokół serduszek to pasta strukturalna. Te kropeczki są naprawdę mikro więc nie ma tu efektu trójwymiarowości jakiejkolwiek, ale nie szkodzi - i bez niej jest bardzo ładny. :)

   Kończąc mój dzisiejszy post chciałam jeszcze tylko napisać, że chyba nigdy nie czułam się tak dobrze sama ze sobą, jak teraz gdy maluję. Zawsze mi się wydawało, że pisanie to jest to coś wciągającego mnie, ale po częstotliwości pojawiania się wpisów i Wy i ja widzimy, że to nie do końca to. W pisaniu problem stanowi to, iż nigdy nie jestem pewna czy interpunkcja jest na miejscu i czy gramatyka jest ok, czy "nie" razem czy oddzielnie. A poza tym zawsze podczas pisania bardzo szybko robię się głodna i to strasznie dekoncentruje. Co ciekawe - gdy czytam, to również szybko robię się głodna. Łatwiej jednak jest podjadać w czasie czytania niż pisania. :). A z malowaniem jest tak, że siadam z farbami, gąbkami, pędzlami i... świat przestaje istnieć. Mogłabym nie jeść, nie pić i w ogóle fizjologia schodzi na dalszy plan :D  

   W kuchni czeka na mnie kolejna porcja gotowych do pomalowania słoików i opakowań za które z chęcią zabiorę się już jutro!!! :)

Dorota










Brak komentarzy :

Prześlij komentarz