wtorek, 1 listopada 2016

SOMETHING SWEET TO EAT... :)



   Czyli...

   MURZYNEK MOJEJ MAMY :)



  Na dworze szaro, buro i ponuro. Od długiego czasu zastanawiam się jak ludzie np. w Norwegi dają radę w miesiące jesienne i zimowe. Nie chce mi się wierzyć, że może być gdzieś jeszcze ciemniej w ciągu dnia niż tu, teraz, w Polsce...Te ponure dni lubię spędzać w kuchni... Tak, właśnie sobie zdałam sprawę, że gdy na dworze wieje, drzewa gubią liście (lub już je zgubiły),deszcz lub śnieg spadają z nieba a temperatury są bardzo niezachęcające do wyjścia- budzi się we mnie potrzeba pieczenia ciast, ciasteczek i tworzenia słodyczy domowej roboty. Rok temu nawet udało mi się zrobić praliny własnego przepisu (o tym kiedy indziej - muszę dopracować recepturę :D ). Dziś podzielę się z Wami przepisem, którym tak właściwie chciałam się z Wami podzielić od zawsze... :) Zapraszam ! :)

   Do upieczenia tego ciasta będziecie potrzebowali:

   - 2szkl. cukru
   - cukier wanilinowy
   - kostkę KASI
   - 3 łyżki kakao
   - 8 łyżek wody
   - 2szkl. mąki
   - 2 łyżeczki proszku do pieczenia
   - 3 jaja
   - kilka kropel olejku migdałowego.

   Do garnka wrzucamy: cukier, cukier wanilinowy, KASIĘ, kakao i wodę. To wszystko zagotowujemy i studzimy. Następnie dodajemy mąkę. (Jeśli ktoś lubi się bawić, to może tą mąkę uprzednie przesiać :) . Ja osobiście nie zauważyłam znacznych różnic między MURZYNKIEM z mąki przesianej i MURZYNKIEM z mąki nieprzesianej. Mimo tego przesiewam bo bardzo lubię... wygląd przesianej mąki. Ona wtedy rzeczywiście wygląda na delikatniejszą... Na taką mięciutką i leciutką :D ).Razem z mąką dodajemy proszek do pieczenia . Następnie żółtaka jaj i olejek migdałowy. Z białek ubijamy pianę, którą dodamy do utartej masy. Masę ucieramy tradycyjnie lub mikserem. :)

   Masa gotowa, teraz pora włączyć piekarnik. Niech rozgrzeje się do 180 stopni. W tej temperaturze przyjdzie Wam piec ciasto przez godzinę .W między czasie przygotowujemy tortownicę. Smarujmy ją kawałeczkiem KASI (wcześniej odkrojonym) i obsypujemy kaszą manną. Przelewamy masę i wstawiamy do piekarnika.

   Jeśli mamy szpikulec lub wykałaczkę do szaszłyków to możemy sprawdzić czy ciasto już się upiekło. Proponowałabym takie sprawdzanie dopiero od czterdziestej minuty. Gdy po nakłuciu ciasta wyjmujemy czysty szpikulec znaczy to, że ciasto jest upieczone. Jeśli jednak wyjmujemy oblepione narzędzie to ciasto musi jeszcze chwilę posiedzieć.:)

   Gotowe i ostudzone ciasto możemy np. obsypać cukrem pudrem, oblać polewą czy zjeść bez dodatków. Niczym nie ozdobione, za to popijane szklanką mleka... :) Ale to nie wszystko...

   Mam również rozwiązanie dla fanów wszelkiego rodzaju babeczek. :)


    Masę przygotowujemy tak samo jak wyżej. Piekarnik również ustawiamy na 180 stopni. Szpikulec niech czeka w gotowości - lepiej mieć pewność. :D  Jedyne co się tu zmienia to forma pieczenia. Na blasze wykładamy dwadzieścia dwie foremki, wlewamy ciasto, pieczemy 15- 20 minut (przy użyciu termoobiegu). 

   Ja do surowej masy dodałam kiedyś wiórki kokosowe. Wyszły WYŚMIENITE! Myślę, że aby przygotować kokosowe babeczki wystarczyłoby dodać jedną szklankę wiórków kokosowych. Hmmm... Muszę niedługo znów zrobić te babeczki.:) Tymczasem... 

  Smacznego i udanych eksperymentów w kuchni !!! :)

Dorota


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz