środa, 6 stycznia 2016

CO DZIAŁO SIĘ W ŚWIĄTECZNE POPOŁUDNIE?


 Jak wiecie dziś mamy Święto Trzech Króli, wiem że sporo ludzi korzysta z tego wolnego dnia by się pobyczyć. Ja już nie lubię tak bardzo jak kiedyś leniuchowania, dlatego uznałam ten dzień za idealny na pieczenie ciasta i uwiecznianie go na zdjęciach. :P


 Dziś postanowiłam udoskonalić swoje ciasto "marchewkowe bez marchewki ale za to z gruszkami".

Wyciągnąwszy wnioski z przygody, przeżytej przed tygodniem, tym razem odsączyłam troszkę, owoce z soku. Odlałam około 5 łyżek stołowych wody jabłkowo - gruszkowej i w miseczce zostało mi około dwóch szklanek świeżo startych owoców. "Zabieg"  pomógł  - ciasto upiekło się w niecałą godzinę. Napisałabym,że to zasługa włączonego w połowie pieczenia termoobiegu jednak prawda jest taka, że poprzednio też włączyłam termoobieg po pół godzinie a mimo to trzęsłam się jak galareta ze strachu, iż wyciągnę zakalca.
Ja się trzęsłam - a ciasto razem ze mną... :)

A teraz mini fotorelacja z dzisiejszego popołudnia:




 Ostatnimi czasy, niczym Czerwony Kapturek biegam po domu z takim oto koszyczkiem ilekroć muszę coś przynieść z piwnicy. Tym razem przyniosłam w nim część składników do ciasta.

Bieganie z koszyczkiem to mi chyba w moim życiu po prostu pisane jest chyba, wiecie?
No bo tak: w zerówce, na pierwszy bal karnawałowy mama przebrała mnie za Czerwonego Kapturka. Pod koniec podstawówki w szkolnym przedstawieniu grałam Żółtego Kapturka. W drugiej klasie gimnazjum znów przyszło mi być Czerwonym Kapturkiem. W liceum zaś grałam Niebieskiego Kapturka.
Tylko koszyczek zawsze był brązowy... :)



 Ciasto świeżo wyciągnięte z piekarnika. Na zdjęciu nie widać, ale w tle już krążą moje dzieci. Myślą, że zaraz będą jeść. Niedoczekanie - muszą dwie godziny czekać aż ciasto przestygnie.





 Szczęście, że nie marudziły w tym czasie, bo były by to dwie godziny z życia wyjęte. Mądrzy byli ludzie, którzy wynaleźli: papier, kredki, klej, nożyczki itd. Nie mają pojęcia ile zawdzięcza im ludzkość... Chyba trochę za bardzo demonizuję te moje pociechy. :D
 Na zdjęciu wyżej widać prace dziewczynek, które wykonały dla swojego dziadka z okazji urodzin. Niżej Zosia rysuje sobie kartonowego potwora - ochroniarza. Postawiła go na parapecie i twierdzi, że teraz żaden inny potwór już jej nie będzie nękał - oby ! :)

 My doczekaliśmy się ciasta a ciasto doczekało się cieniutkiej warstewki cukru pudru. :)
Tylko jakiś jegomość twierdził, chyba za mocno mi się spiekło, ale chyba marudził tak tylko, żeby pomarudzić.

 Jeśli nie widzieliście poprzedniego posta a również chcielibyście upiec ciasto "marchewkowe bez marchewki, ale za to z gruszką" to zachęcam Was abyście się teraz troszkę cofnęli.

Dorota

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz