niedziela, 12 czerwca 2016

ODTAJEMNICZONY OGRÓD


   Witajcie! :)


   Chciałabym dzisiaj pokazać Wam klika małych ujęć z mojego ogródka. :)  Powyżej widzicie krzaczek poziomki, ale to nie on jest tu gwiazdą ujęcia. W kadrze znalazła się malutka mrówka, która wędrowała po kwiatku, co zważywszy na okoliczności wyglądało trochę jakby ustawiała się do zdjęcia.
 :) :) :)



   
   Już trzeci raz pod rząd hodujemy pomidory. Rok temu liczyłam pomidorki po każdym podlewaniu i zawsze wracałam do domu podekscytowana jak małe dziecko, bo okazywało się, że co dzień pojawiały się kolejne. Te trzy zielone, które widać powyżej to chyba będą koktajlowe. Moje "chyba" wzięło się z faktu, iż to nie ja wsadzałam ich flance do ziemi więc do końca nie mam pewności czy to rzeczywiście koktajlowe pomidorksy. 


   Przyznam szczerze, że w tym roku o posianiu czegokolwiek w ogródku przypomniało nam się dosyć późno. No dobra... pamiętałam cały czas, ale nie mogłam się do tego zabrać. I podczas gdy u sąsiadów już bujna zieleń na grządkach - u nas warzywa nieśmiało wychodzą dopiero z pod ziemi. Najodważniej rośnie u nas rzodkiewka.


   Niestety na tej wielkości fotografii tego nie widać, ale w powiększeniu ten rządek marchewek wygląda  jak baletnice, które ustawiły się po występie by się ukłonić. (Trzeba będzie pomyśleć jak rozwiązać problem małego rozmiaru zdjęcia). Patrzę teraz na to zdjęcie i zastanawiam się czy to aby nie czas by trochę poprzerywać te warzywa. (Przerywanie warzyw to wyrywanie warzyw z danego rządka po to by tym, które pozostają w ziemi lepiej się rosło). :)


   Buraczki. Warzywo, które w tym roku rośnie najoporniej, ale rośnie więc powód do radości jest. :) Smutno mi tylko trochę dlatego, że wiem, iż w tym roku nie wyrośnie ich na tyle dużo bym mogła je zaprawić. Zjedzenie wyhodowanego przez siebie buraczka czy jakiegokolwiek innego warzywa to oczywiście satysfakcja, ale możliwość jedzenia ich również zimą pod postacią przetworów (również własnej roboty) to już podwójna satysfakcja. :) 


   "Och! Proszę zabrać natychmiast ten aparat bo się zawstydziłam i się rumienie! A ja nie chciałam być czerwona. Chciałam być zielona bo mi sąsiadka z krzaczka na przeciwko powiedziała któregoś wieczora, że mi w zielonym do twarzy!"


   "Schowaj się Zenek, znowu te paparuchy z tymi aparatami kręcą się po ogrodzie. Chodź tu za mną za tego liścia! No szybko, szybko... Ech - i nie zdążyliśmy się schować!"


   Truskawek w tym roku tyle, że aż się krzaczki uginają pod ich ciężarem. Ja chyba bardziej od jedzenia tych owoców lubię na nie patrzeć i... wąchać je też lubię bardziej niż jeść. :)


   A to co? Winogrono.:) To ostatnie zdjęcie ogrodowych skarbów, choć wcale nie oznacza, że nic więcej jadalnego w tym ogrodzie nie rośnie i nie dojrzewa. Nie, nie... albo raczej... tak, tak! Mamy jeszcze: koperek, szczypiorek, porzeczkę, kilka krzewów borówki amerykańskiej, kilka rodzajów jabłonek i wiśnie. Na wiśnie czekam z niecierpliwością bo rok temu zrobiłam z nich pyszny dżem... Jego wyjątkowe walory smakowe zawdzięczam chyba temu, iż do ich zrobienia nie używałam zagęstników żadnych.

   Brak ewentualnej żelatyny przyczynił się również do tego, że miałam pokusę by na słoikach z gotowym dżemem napisać "limited edition". A to dlatego, że tych wiśniowych przetworów wyszło o wiele mniej niż by wyszło gdybym dodała jakiegoś zagęstnika.

   Nie wykluczam, że za jakiś czas pojawię się tu z kolejną porcją ujęć z mojego ogrodu. Ujęć, na których pojawią się m.in. wyżej wymienione wiśnie. Tymczasem kończę mój dzisiejszy wpis. Mam nadzieję, że może poprawił on komuś humor albo i nawet zainspirował to jakiś działań ogrodowych. :)

Dorota


   P.S.  


   Jako, że dziś pierwszy mecz naszej reprezentacji na Euro 2016 - przedstawiam moje "chodaki" w wersji adekwatnej do okazji ;). Przyznać muszę, że ich wygląd to tak na prawdę efekt kilku zbiegów okoliczności. :D Po prostu, jakiś czas temu je wyprałam, a podczas suszenia gdzieś wyparowały sznurówki. Nie mając pod ręką żadnych innych, postanowiłam zastąpić je... wstążkami. Funkcje sznurówki jako pierwsza objęła czerwona wstążka. Chwile potem okazało się, iż nie znajdę drugiej czerwonej za to w ręce wpadła mi biała. Siedzę z tą biała wstążką w ręku i myślę:

   "Kurcze, tą czerwoną już mam w bucie, teraz musiałabym ją wyjąć i przy jej pomocy odmierzyć z tej białej dwa identyczne kawałki."

   I już prawie wyciągałam czerwoną sznurówko- wstążkę z buta, gdy w mojej głowie pojawiła się kolejna myśl:

   "Zaraz, zaraz. Wszak mamy teraz Euro. Jutro mecz naszej reprezentacji. Nikogo w związku z tym, specjalnie nie zdziwi gdy w moich butach zamiast sznurówek znajdą się dwie różne wstążki"...

   Teraz już na prawdę kończę, a tym samym życzę Wam: miłej niedzieli, udanych upraw i niesamowitych meczy !!! :) :) :)

Dorota












   
   

   






   

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz